Dopiero trafiłem na tekst z 14 listopada ub. roku (link), który zapowiada obdzieranie ze skóry uchodźców: 40 a potem 60 złotych za dobę na rozkładanym łóżku, np. w hali na tysiąc osób (to już taniej w wielu hostelach).
Chwilowo abstrahuję od kwestii podstawowej: skąd uchodźczyni ma brać te pieniądze (codziennie trafiają do nas zdesperowani ludzie, których nie stać na wprowadzane opłaty i chcą wyjechać do normalnych krajów Europy Zachodniej, gdzie pomoc to pomoc, a nie zdzierstwo). Skupię się na dezinformacji wynikającej z niewiedzy, lenistwa i „mania w dupiu” świata realnego, czym grzeszy polski rząd, samorządy, media i wiele NGO-sów również. Skąd dane padające w tekście? Nie wiadomo. Pada wzięta z powietrza liczba „ok. miliona”, podczas gdy w tym czasie PESEL ze stausem „ukr” (uchodźczy) otrzymało już półtora miliona ludzi. Taką też liczbę uchodźców podaje UNHCR, opierając się właśnie na tej liczbie. Która nb. i tak nie oddaje w pełni rzeczywistej liczby uchodźców. Problem w tym, że bez otrzymania numeru PESEL uchodźca nie może otrzymać prawie żadnej pomocy, więc czasem zmuszeni są do tego także tranzytowcy, którzy muszą u nas zaczekać na transport dalej, wizy lub dokumenty. Z kolei nie wszyscy, którzy zostają, PESEL biorą. Ilu jest w Polsce uchodźców? Nikt tego nie wie. Ale milion to liczba zaniżona, szczególnie wobec faktu, że napływają kolejni. I ich liczba rośnie.
Wnioskowanie z danych o liczbie przekroczeń granicy w jedną i drugą stronę nie prowadzi do niczego, a tym bardziej do właściwej oceny liczby uchodźców w Polsce. Po pierwsze: polsko-ukraińską przekraczają ukraińscy uchodźcy z całej Europy, a nie tylko z Polski, po drugie: uchodźcy jeżdżą do ojczyzny załatwiać swoje sprawy, a potem wracają na Zachód. Do Ukrainy wracają obecnie na stałe tylko ci, którzy właściwej pomocy nie otrzymali i nie mają wyjścia, tylko wrócić pod bomby i rakiety. Po trzecie wreszcie: te statystyki w ogóle nie mówią o uchodźcach z terenów okupowanych (w Rosji jest ich prawie trzy miliony, w tym 700 tysięcy dzieci), docierających na własną rękę przez Łotwę czy Białoruś lub dzięki międzynarodowej sieci NGO-sów, o której istnieniu polska opinia publiczna nie ma pojęcia. A tylko przez ośrodek recepcyjny przy Dworcu Wschodnim przewija się takich uchodźców ok. 500 tygodniowo. Pomysł, żeby tych ludzi posyłać do Ukrainy, to dywersja wobec państwa ukraińskiego i narażanie ich na utratę zdrowia i życia. Jedynym wyjściem jest relokacja do bezpiecznych, zamożnych i humanitarnych krajów, prowadzona wyłącznie przez NGO-sy, bo ani UE, ani ONZ, ani poszczególne rządy, tym bardziej polski, w ogóle tego nie robią. Nb. podobną dywersją jest wprowadzanie opłat za pobyt w środku zimy, w czasie gdy nie ma dnia bez alarmów lotniczych w całej Ukrainie.
Reasumując: polska opinia publiczna żyje wygodnie w całkowitej nieświadomości skali zjawiska i partactwa władzy w tym zakresie, polegającego na traktowaniu uchodźców jako kolejnego surowca do wydobywania pieniędzy, co w prawie nazywa się handlem ludźmi.
W drugim linku dane UNHCR, dalej tekst o tym, że w rzeczywistości chce u nas zostać jedynie 12% tych uchodźców, którzy doświadczyli już naszej „pomocy”.